Chata z prawej

Chata z prawej

czwartek, 7 maja 2015

Postkolonialna bariera

8 maja prezydent Bronisław Komorowski fetuje, niedawno uchwalony przez Sejm RP, Narodowy Dzień Zwycięstwa. Jakiego zwycięstwa?

Polska odniosła w swojej historii wiele zwycięstw. Zwyciężyliśmy w 1920 roku i w 1980 tworząc Solidarność. Wielkie zwycięstwa odnieśliśmy pod Wiedniem, Beresteczkiem, Chocimiem, Kircholmem, Orszą, Grunwaldem, na Psim Polu czy pod Cedynią. Tych zwycięstw było znacznie więcej. To na tych i innych polach bitewnych wykuwana była wielkość naszej Ojczyzny. Naszym obowiązkiem jest pamięć o bohaterstwie i ofiarności naszych przodków, którzy nie szczędzili krwi w walce o wolność i wielkość Polski. Ale pamięć, to nie tylko hołd naszej wielkiej historii. To przede wszystkim kształtowanie naszej wspólnoty narodowej, kształtowanie dumy z dokonań naszych przodków, to zastrzyk moralnej siły koniecznej do trwania i rozwoju każdej wspólnoty. To wyznaczanie poziomu naszych aspiracji i mobilizowanie współczesnych pokoleń do sprostania największym wyzwaniom współczesności i przyszłości. Pamięć zwycięstw, to walka o przyszłość naszej Ojczyzny, o jej godne miejsce wśród współczesnych narodów.

Ale 8 maja, a tym bardziej 8 maja 1945 roku, Polska nie odniosła żadnego zwycięstwa. Zwycięstwo odniósł Związek Sowiecki, także w tej wojnie zwyciężyły Stany Zjednoczone i Wlk. Brytania oraz Francja, która została wyzwolona spod niemieckiej okupacji, ale nie Polska. Polska utraciła połowę przedwojennego terytorium państwowego, zginęło ponad 6 mln. jej obywateli, Warszawa została zamieniona w morze gruzów, a władze polskiego państwa z wicepremierem, Delegatem Rządu RP na Kraj i Komendantem Głównym Armii Krajowej, armii walczącej od początku wojny z niemieckim okupantem, zostały aresztowane wraz z dziesiątkami tysięcy żołnierzy i wywiezione do Związku Sowieckiego. Polska z II wojny światowej wychodziła nie tylko jako okaleczony naród i zrujnowany kraj, ale przede wszystkim jako naród powtórnie zniewolony, tym razem przez drugiego współsprawcę wybuchu wojny i jej zwycięzcę - Związek Sowiecki. Wychodziliśmy z wojny jako naród, który znowu utracił swoja wolność. Gdy na ulicach Moskwy, Nowego Jorku, czy Paryża i Londynu ludność świętowała i radowała się z zakończenie wojny, Polacy mieli poczucie własnej klęski. Najtrafniej uchwycił to Jerzy Andrzejewski w skądinąd zakłamanej książce "Popiół i diament". Ale opisując moment ogłoszenia z ulicznych megafonów komunikatu o zakończeniu wojny trafnie zauważył, że Polacy wysłuchali go w milczeniu, a następnie rozeszli się do swoich zajęć. Polacy nie świętowali, bo nie mieli poczucia zwycięstwa, mieli poczucie wielkiej klęski. Był to czas, gdy za walkę z Niemieckim okupantem trafiało się do sowieckiego łagru, albo pod ścianę przed pluton egzekucyjny.

Uznanie zakończenia II wojny światowej za "Narodowy Dzień Zwycięstwa” to nie tylko fałszowanie historii, to przede wszystkim wpisywanie się w narracje historyczną tych, którzy przyczynili się do utraty niepodległości w czasie II wojny światowej, a przede wszystkim wpisywanie się w narrację Związku Sowieckiego, który nie tylko przyczynił się do rozpętania tej wojny, ale zniewalał nasz naród przez kolejne 45 lat. To świętowanie i radość z naszej niewoli, chęć uczestnictwa niewolnika w obchodach wydarzeń, które jego właściciel uznaje za wiekopomne dla swojej dominacji i który oczekuje od nas takich aspiracji i takiej pozycji, jaką uzyskaliśmy w konsekwencji jego zwycięstwa. "Narodowy Dzień Zwycięstwa" 8 maja to fetowanie własnej klęski i wyraz postkolonialnej mentalności. To kapitulacja z własnej podmiotowości w wymiarze historycznym i rezygnacja z podmiotowości w wymiarze polityki współczesnej.

Jak pisał Orwell: "Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość. Kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość". W 26 lat po upadku komunizmu w Polsce, Polacy nie kontrolują swojej przeszłości, bo nie kontrolują swojej teraźniejszości i nie kontrolują swojej przyszłości. Taka jest nauka płynąca z uchwalenia i obchodów "Narodowego Dnia Zwycięstwa".

Pierwszym wymogiem odzyskania własnej podmiotowości jest kontrolowanie własnej przeszłości. To fundamentalny wymóg własnej wolności. Bez własnej wizji historii jesteśmy skazani na narodowe wykorzenienie i narodową klęskę. Żaden naród nie może istnieć bez patriotyzmu, a duma z własnej przeszłości i szacunek dla własnych bohaterów, to podstawa naszej tożsamości, bez której nie ma szans także na własna politykę.

Państwo polskie nie prowadzi polskiej polityki historycznej. W ostatnich latach nie obchodziliśmy 900-lecia obrony Głogowa i zwycięstwa na Psim Polu, nie świętowaliśmy zwycięstwa pod Kłuszynem, ani zajęcia Moskwy, a obchody 150-lecia Powstania Styczniowego spotkały się z ostentacyjną niechęcią obozu rządowego. Na obchody70-lecia wybuchu II wojny światowej zaproszono przedstawicieli państw, które tą wojnę wywołały. Prezydent Komorowski, w imieniu państwa polskiego, uznał nasz naród za współwinny zbrodni ludobójstwa na narodzie żydowskim, a tablica upamiętniająca to ludobójstwo w Muzeum Żydów Polskich potwierdza to kłamstwo. Państwo polskie sfinansowało filmy Ida i Pokłosie obciążające nasz naród tą zbrodnia, a telewizja publiczna wyemitowała niemiecki film propagandowy także obciążający nasz naród zbrodnią dokonana przez Niemcy. W polskiej szkole władzę ograniczają naukę historii i literatury polskiej. To wszystko prowadzi do kulturowego i narodowego wykorzenienia, do niszczenia przywiązania młodego pokolenia dla własnego narodu, niszczy narodową dumę i patriotyzm wśród młodego pokolenia. Żaden naród nie może istnieć i rozwijać się bez patriotyzmu, bez narodowej dumy i wierności narodowej tradycji. Niszczenie narodowej dumy i świętowanie obcych zwycięstw, które są naszymi klęskami, to niszczenie narodu. To działanie w interesie naszych wrogów, którzy dążą do zdezintegrowania naszego narodu i zaniku jego instynktu samozachowawczego.

Odzyskanie własnej przeszłości, to przede wszystkim odbudowa własnej tożsamości i własnego patriotyzmu, to budowanie optymizmu historycznego w oparciu o wspaniałe sukcesy naszej przeszłości. To budowanie dumy z roli, jaką nasz naród odegrał w przeszłości. Od obrony chrześcijańskiej Europy przed Tatarami, Turkami i bolszewikami, dumy z piękna naszych gotyckich i barokowych kościołów, z osiągnięć naszego ustroju w postaci zasady neminem capitivabimus i filozofii Pawła Włodkowica nienawracania pogan mieczem, to duma z tolerancji religijnej i początków demokracji, to wreszcie duma z naszej nieustępliwej walki o wolności, postawy św. Maksymiliana, dzieła Solidarności i Jana Pawła II. To pamięć naszych wielkich zwycięstw militarnych w których walczyliśmy w obronie cywilizacji chrześcijańskiej. To wszystko buduje przywiązanie do naszego narodu i wiarę w jego przyszłość. Ale także w naszej historii odnieśliśmy wiele klęsk, walcząc w słusznej sprawie, w sprawie wolności własnego narodu i wolności innych. Tym którzy walczyli należy się nasza część, nasz szacunek dla ich ofiary. Uznanie, że często na przekór wszelkim siłom, walczyli o to, co jest najważniejsze dla każdego narodu: o wolność. Ich ofiara także nie może być zapomniana, bo jest świadectwem wielkiej miłości do naszego narodu i jest dla nas wzorem i przykładem, jak zachować się w najtrudniejszych momentach naszego życia. I im winniśmy cześć. To także buduje optymizm historyczny, bo po latach klęsk, przychodziły zwycięstwa.

Odzyskanie własnej historii, szacunek dla tych, którzy walczyli o naszą wielkość i dla tych, którzy w najbardziej beznadziejnej sytuacji walczyli o nasz honor, jak żołnierze niezłomni walczący z komunistycznym zniewoleniem, to warunek naszej podmiotowości i wolności. Dlatego musimy z całą siłą przeciwstawić się pedagogice wstydu lansowaną przede wszystkim przez "kulturowych" neobolszewików, oskarżającej nasz naród o wszelkie możliwe historyczne zbrodnie. Ta bolszewicka propaganda oskarżająca żołnierzy powstańców warszawskich, w ogóle Polaków o współudział w ludobójstwie niemieckim, ma na celu nie odkrywanie prawdy, ale dyskredytowanie naszego narodu, niszczenie jego patriotyzmu i dumy z własnej polskości. To działalność wrogów naszego narodu i jako taka musi być odrzucona i potępiona.

Dlatego od pięciu lat, każdego roku, w dniu 9 maja, w dniu w którym spadkobierca Związku Sowieckiego, współczesna Rosja, fetuje swoje zwycięstwo w II wojnie światowej, Prawica Rzeczypospolitej składa kwiaty i modli się na warszawskich Powązkach przy symbolicznym grobie Jana Stanisława Jankowskiego, Delegata Rządu na Kraj, najwyższego rangą przedstawiciela władz Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, przebywającego w okupowanej Polsce i aresztowanego przez Armię Sowiecką. W momencie świętowania przez Sowiety swego zwycięstwa przebywał w sowieckim więzieniu i prawdopodobnie tam został zamordowany w 1953. Ten gest przypomina prawdę historyczną, że zakończenie II wojny światowej nie było polskim zwycięstwem, było polską klęską, w której  straciliśmy niepodległość i ofiarę poniosła najbardziej patriotyczna część polskiego narodu. Ten gest, to próba odbudowania polskiej historii, polskiej polityki historycznej, to próba w wymiarze historycznym podkreślenia potrzeby naszej podmiotowości, nie tylko  w wymiarze przeszłości, ale także w wymiarze teraźniejszości i przyszłości.

Odbudowa własnej tożsamości historycznej jest podstawą narodowej polityki, polityki obliczonej na realizowanie własnej, a nie narzuconej przez innych, wizji interesu narodowego i własnego miejsca we wspólnocie europejskich narodów. Tylko naród o silnej historycznej tożsamości, dumny z własnej przeszłości, przywiązany do własnej tradycji, broniący własnych interesów, naród ożywiony patriotyzmem, jest w stanie podmiotowo kształtować własną przyszłość. Natomiast naród zgadzający się na dominacje innych, naród świętujący obce zwycięstwa, realizujący obce narracje historyczne, to naród rezygnujący z własnej niezależności i podmiotowości. To w konsekwencji naród rezygnujący z własnej wolności, to naród dekadencki, schyłkowy, realizujący tylko obce oczekiwania i obce interesy, niezdolny do walki o własną niezależność i własne miejsce we współczesnym świecie. Dlatego odzyskanie własnej historii, to odzyskanie własnej podmiotowości i własnej wolności, to wstęp do własnej polityki. To zerwanie z polityką dryfowania, w której  cele narodowe wyznaczają inni i próba kształtowania samodzielnie własnego losu. Dlatego tak ważne jest wyzwolenie się z postkolonialnej historii, bo to nie jest nasza historia.

"Narodowy Dzień Zwycięstwa", to utrwalanie tylko mentalności postkolonialnej, blokującej podmiotowość mentalną naszego narodu, to bariera blokująca naszą wolność i podmiotowość. Ci którzy świętują zwycięstwa naszych wrogów nie są w stanie realizować polskich interesów. Polsce potrzeba narodowego przywództwa, a nie okupantów państwowych stanowisk. Polsce potrzeba przywództwa, które wyznaczy kierunki naszego narodowego rozwoju, a takie przywództwo jest także przywództwem przywracającym sens naszego historycznego i moralnego przeznaczenia. Czas na odrzucenie postkolonialnej mentalności i odrodzenie naszego Narodu.


Marian Piłka
historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej

wtorek, 24 lutego 2015

Andrzej Duda - kandydat o wyrazistym obliczu :)


Po wywiadzie udzielonym Gościowi Niedzielnemu zrodziło się we mnie rozczarowanie. Oto kandydat, o którym myślałem poważnie w kontekście nadchodzących wyborów mówi językiem polit-poprawności. Kompromis, wahadło i inne takie bzdety. Wyraziłem się wtedy jasno - NIE! Nie wolno w tak ważnej sprawie kręcić, zajmować stanowiska,  z którego nic nie wynika.

Zwykle zmiana zdania polityków budzi we mnie nieufność. Mówi się, że "sztab nad nim/nią popracował", "z badań wynikało" itd. Ale jeżeli ktoś zmienia zdanie na bardziej radykalne, takie, które pewnie ani sztabowi, ani szerokiej opinii publicznej niezbyt przypadnie do gustu, to wtedy taki polityk ma u mnie, jak to mówią moi uczniowie, "szacun", prawdziwe poważanie.

Tak stało się z Andrzejem Dudą. Z wielka radością wysłuchałem Jego wywiadu dla Tygodnika Niedziela i tym razem jasnych i twardych słów:
"Nie ma co mówić o jakimkolwiek kompromisie, bo druga strona, strona lewacka, nie uznaje żadnych kompromisów." I dalej o KONIECZNOŚCI bezwarunkowej ochrony prawa do życia dzieci poczętych. Mówiąc krótko: Panie Andrzeju, wyrazy szacunku i uznania. Niewielu polityków, którzy walczą o każdy punkt poparcia zdobyłoby się na to, na co Pan się zdobył. Żadne działania sztabowców nie przekonałyby mnie do Pana osoby bardziej, niż ta zmiana zdania. Dziękuję i życzę powodzenia!

środa, 11 lutego 2015

Andrzej Duda - kandydat o (zbyt) wielu obliczach...

Wydawało mi się, że już mam kandydata, na którego mogę głosować w nadchodzących wyborach prezydenckich. Andrzej Duda – patriota, inteligentny, młody, dynamiczny, zdecydowany. No właśnie, tak myślałem… do czasu, gdy zapoznałem się z wywiadem przeprowadzonym z nim w Gościu Niedzielnym. Oto kluczowy dla mnie moment:


Gość Niedzielny: A co zrobiłby Pan z ustawą całkowicie zakazującą aborcji?

Andrzej Duda: Nie mam tu żadnych wątpliwości natury moralnej czy etycznej. Jestem sygnatariuszem Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej „Jeden z nas”, która ma na celu zwiększenie ochrony życia ludzkiego w ramach prawa i polityki budżetowej UE. Głosowałem w Sejmie za projektem ustawy rozszerzającej ochronę życia nienarodzonych, a swego czasu występowałem także w obronie ich prawa do życia na forum Rady Ministrów Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych UE. Mój osobisty pogląd w tej sprawie jest więc jednoznaczny. Roztropny i przewidujący polityk musi jednak brać pod uwagę również niebezpieczeństwo, że zmiana obowiązującej ustawy zaostrzy walkę o całkowitą liberalizację, a w przyszłości, w przypadku wyborczego zwycięstwa liberalnej lewicy, czego przecież wykluczyć nie można, doprowadzi do przyjęcia nowych regulacji przez zwolenników tzw. aborcji z przyczyn społecznych. Środowiska skrajnie lewicowe wciąż tego typu postulaty podnoszą i są przy tym niezwykle agresywne i ekspansywne. Dla nas, ludzi wierzących, to poważny problem, a dla katolickiego polityka to wielkie i trudne wyzwanie."

No i czar prysł… Oto zamiast zdecydowanego i dynamicznego polityka pojawia się polityk roztropny, najbardziej znienawidzony przeze mnie termin, którym przez dziesięciolecia różni politycy i politykierzy usprawiedliwiali swoje zaniedbania lub koniunkturalizm.
Andrzej Duda w obawie przed sytuacją przyszłą i mało prawdopodobną (w sprawie aborcji to lewica jest w totalnej defensywie) dla „świętego spokoju” wolałby zachować stan, który tak nieprawdziwie nazywa się „kompromisem”. Zabijane dzieci jakoś podmiotem tego kompromisu nie są…
Czy katolicki polityk powinien zachowywać się „roztropnie” w sprawie zabijania dzieci? Czy powinien być „przewidujący”? Wydaje mi się, że coś zupełnie przeciwnego wynika z lektury „Evangelium Vitae” św. Jana Pawła II.

EV, 73: „Przerywanie ciąży i eutanazja są zatem zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne. Ustawy, które to czynią, nie tylko nie są w żaden sposób wiążące dla sumienia, ale stawiają wręcz człowieka wobec poważnej i konkretnej powinności przeciwstawienia się im poprzez sprzeciw sumienia. Od samych początków Kościoła przepowiadanie apostolskie pouczało chrześcijan o obowiązku posłuszeństwa władzom publicznym prawomocnie ustanowionym (por. Rz 13, 1-7; 1 P 2, 13-14), ale zarazem przestrzegało stanowczo, że „trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). Już w Starym Testamencie znajdujemy wymowny przykład oporu wobec niesprawiedliwego rozporządzenia władz — i to właśnie takiego, które było wymierzone przeciw życiu. Żydowskie położne sprzeciwiły się faraonowi, który nakazał zabijać wszystkie nowo narodzone dzieci płci męskiej: „nie wykonały rozkazu króla egipskiego, pozostawiając przy życiu [nowo narodzonych] chłopców” (Wj 1, 17). Trzeba jednak zwrócić uwagę na głęboki motyw takiej postawy: „położne bały się Boga” (tamże). Właśnie z posłuszeństwa Bogu — któremu należy się bojaźń, wyrażająca uznanie Jego absolutnej i najwyższej władzy — człowiek czerpie moc i odwagę, aby przeciwstawiać się niesprawiedliwym ludzkim prawom. Jest to moc i odwaga tego, kto gotów jest nawet iść do więzienia lub zginąć od miecza, gdyż jest przekonany, że „tu się okazuje wytrwałość i wiara świętych” (Ap 13, 10).
Tak więc w przypadku prawa wewnętrznie niesprawiedliwego, jakim jest prawo dopuszczające przerywanie ciąży i eutanazję, nie wolno się nigdy do niego stosować „ani uczestniczyć w kształtowaniu opinii publicznej przychylnej takiemu prawu, ani też okazywać mu poparcia w głosowaniu”. (…)

Pan Andrzej Duda wypowiedział się, a ja (przynajmniej na razie) nie mam na kogo głosować…

W Nowym Roku 2022 -> zasypmy rowy!!!

Takie nietypowe życzenia chcę nam złożyć... 😉 Kiedy myślę o odchodzącym roku, to choroba, która nas dotyka wcale nie jest najgorszą sprawą....